Tajne operacje. PRL i UFO
TechnolRok wydania: 2013
Seria: Nieznana historia
ISBN: 978-83-60762-47-9
Oprawa: twarda
Ilość stron: 768
Wymiary: 175 x 240
Dostępność: Niedostępna
84.00 zł
10 maja 1978 roku w małej podlubelskiej wsi Emilcin doszło do zdarzenia, które na trwałe zapisało się w archiwach polskiej i światowej ufologii. Przybyła na miejsce ekipa z socjologiem Zbigniewem Blanią na czele po kilku tygodniach bezprecedensowego śledztwa doszła do zaskakującego wniosku. Zdaniem specjalistów tzw. incydent emilciński, którego świadkiem był prosty rolnik Jan Wolski, stanowił autentyczny przypadek bliskiego spotkania z UFO i jego załogantami. Przez 35 lat opinii tej nikt nigdy nie podważył. Zdarzenie w Emilcinie pozostało najlepiej zbadanym i najbardziej wiarygodnym polskim przypadkiem kontaktu z UFO. Stało się ono również jedynym tego typu wydarzeniem, które doczekało się postawienia mu pomnika.
Czy jednak w sprawie Emilcina opinia publiczna poznała całą prawdę? Z tym pytaniem postanowił zmierzyć się Bartosz Rdułtowski – badacz tajemnic historii i autor wielu książek o zagadkach historii. Efektem emilcińskich poszukiwania stała się licząca blisko 800 stron książka „Tajne operacje. PRL i UFO”.
Co zatem wydarzyło się 10 maja 1978 roku w Emilcinie? Jak stwierdza Bartosz Rdułtowski: "To, co odkrywałem, zapierało mi dech w piersiach! Wyłaniająca się przede mną prawda była bez dwóch zdań SZOKUJĄCA!".
Czy jednak w sprawie Emilcina opinia publiczna poznała całą prawdę? Z tym pytaniem postanowił zmierzyć się Bartosz Rdułtowski – badacz tajemnic historii i autor wielu książek o zagadkach historii. Efektem emilcińskich poszukiwania stała się licząca blisko 800 stron książka „Tajne operacje. PRL i UFO”.
Co zatem wydarzyło się 10 maja 1978 roku w Emilcinie? Jak stwierdza Bartosz Rdułtowski: "To, co odkrywałem, zapierało mi dech w piersiach! Wyłaniająca się przede mną prawda była bez dwóch zdań SZOKUJĄCA!".
Klienci, którzy oglądali tą książkę oglądali także:
Recenzje
1. | Ostoja |
Rankiem 10 maja 1978r. na przyleśnej łączce w Emilcinie k/ Opola Lubelskiego rzekomo doszło do bliskiego kontaktu (IV stopnia) człowieka z załogantami niezidentyfikowanego obiektu latającego (NOL). Jan Wolski 71-letni rolnik z tej wioski miał nie tylko spotkać kosmitów ale też przebywać w ich pojeździe a nawet poddać się tam badaniom. To najgłośniejszy do dziś przypadek w Polsce w relacji człowiek - UFO. Nie przypominam sobie takiego momentu - nie licząc oczywiście okresu wczesnego dzieciństwa - żebym kiedykolwiek wierzył, że przylatują na Ziemię obcy z kosmosu. Każda przeczytana czy zasłyszana relacja o NOL na Ziemi nie robiła na mnie większego wrażenia. Ot, pomyślałem - kolejna bajka ludzi z bujną wyobraźnią. Jednak Emilcin ciągle powracał lansowany jako przypadek niezwykle wiarygodny. Przybysze z kosmosu doczekali się nawet pomnika postawionego przez fundację Nautilus w podlubelskiej wiosce w 2005r.! Przez 35 lat nikomu nie udało się wykazać, że incydent w Emilcinie to mistyfikacja. Czy dlatego, że szkoda czasu na zajmowanie się oczywistymi bzdurami czy może dlatego, że faktycznie wylądowali kosmici? A może to było oszustwo doskonałe? W ubiegłe wakacje przeczytałem w Internecie, że wydawnictwo Technol przygotowuje jakąś publikację o wydarzeniach w Emilcinie z 1978r. Zwróciło to moją uwagę, gdyż wydawało mi się, że socjolog i ufolog Zbigniew Blania-Bolnar rozpracował wystarczająco ten temat w swoich publikacjach "Obecność UFO" i "Zdarzenie w Emilcinie". Pisało o tym wielu innych pasjonatów ufologii i dziennikarzy. Co do tej historii można jeszcze nowego wnieść i to po tylu latach? Gdy w połowie września przeczytałem, że książka będzie ponad 750-stronicową cegłą doszło do mnie, że coś jest na rzeczy! Autorem książki jest Pan Bartosz Rdułtowski - niestrudzony badacz tajemnic i prawdziwy pasjonat historii. Jest mi znany z jego przeczytanych książek "Syndrom V-7" i trzytomowej pracy "Ostatni sekret Wunderwaffe".To on jako pierwszy w Polsce (a może i na świecie?) udowodnił, że hitlerowskie UFO nigdy nie istniało. To była totalna fikcja. A zatem sprawą incydentu w Emilcinie zajął się nie byle kto a to już zapowiadało emocje i profesjonalne podejście do tematu. Gdy na krótko przed premierą obejrzałem w serwisie YouTube trailer książki, już wiedziałem, że muszę ją mieć. W oczekiwaniu na listonosza przejrzałem wszystko n/t Emilcina co jest dostępne w Internecie: szczegółowe opisy zdarzenia, filmy, wywiady, zdjęcia i zacząłem wgryzać się w temat... Im bardziej wnikałem w szczegóły tym robiło się ciekawiej. Książka miała mi dać odpowiedź nie na pytanie kto i dlaczego popełnił tą mistyfikację? A pytanie nr 1 brzmiało: w jaki sposób to wszystko zorganizowano, że przypadek był przez tyle lat nie do podważenia? 30 września br. w dniu premiery książka leżała już na moim biurku. Jej tytuł i okładka może jednoznacznie sugerować Czytelnikowi jaki jest finał tej historii ale spokojnie. Udział służb specjalnych w zdarzeniu emilcińskim to tylko jeden z wielu analizowanych tropów. W docieraniu do prawdy Autor nie miał łatwej przeprawy. Najważniejsze osoby powiązane z tą sprawą od lat nie żyły. Nie mam tu tylko na myśli Jana Wolskiego i jego całej rodziny czy Zbigniewa Blani ale też innych kluczowych osób, niekoniecznie pierwszoplanowych. Bywało, że ci z żyjących świadków, do których dotarł Autor odmawiały jakiegokolwiek komentarza a przepytywani specjaliści w dziedzinie medycyny pragnęli zachować anonimowość! Jak przystało na porządne dziennikarskie śledztwo książka podzielona jest na kilka etapów. Na pierwszych stronach autor prezentuje przedruki artykułów o Emilcinie z różnych gazet i czasopism. Czytelnik dowie się co w 1978r. pisano w prasie o wypadku w Emilcinie i innych podobnych zdarzeniach w Przyrownicy i Golinie. Następnie mowa jest o pierwszych często nieudolnych próbach wyjaśnienia zagadki. I tu się dopiero zaczyna robić ciekawie. Autor zwraca uwagę na pewien ważny szczegół w opisie wydarzenia: otóż gdy Wolskiemu wskakują na wóz jakieś dwie nieznane istoty o nietypowym wyglądzie i mowie, nie włącza mu się - typowa w takich sytuacjach u ludzi - reakcja stresowa na potencjalne zagrożenie. Mało tego, z opowieści rolnika wynika,że bez oporu daje się zaprosić na pokład wehikułu i rozbiera się do badania! Czy to było z góry ukartowane? Czy on znał tych przebierańców? Kolejne rozdziały poświęcone są analizie kilku hipotez i szukaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania takie jak: - Czy to wszystko rozegrało się w głowie Wolskiego? Czy stały za tym służby specjalne? Czy to robota pasjonatów ufologii aby rozgłaszać, że Polacy też mają swoje Roswell, czy głupi żart młodzieży zrobiony staremu, prostemu, zmęczonemu ciężką pracą na roli człowiekowi? Autor prezentuje sporo niepublikowanych dotąd materiałów oraz niezwykle cenne wywiady z osobami spokrewnionymi z głównymi bohaterami ale nie tylko. Dociera także do unikalnych nagrań audio dotyczących Emilcina i prywatnej korespondencji kluczowych postaci tej historii a także współpracuje z innymi osobami, których pasjonuje sprawa emilcińska. Na podstawie zebranych dokumentów - a nierzadko są to twarde kwity - Autor stopniowo eliminuje kolejne hipotezy. Im więcej się czyta tym robi się ciekawiej, emocje rosną wraz z każdą przewracaną kartką. Do niemal samego końca trudno odgadnąć W JAKI SPOSÓB wrobiono Wolskiego. Bo trzeba podkreślić, że praktycznie niemożliwe jest aby dziadek Jan mógł to rozegrać samodzielnie. Daje do myślenia fakt, że nie zrobił tego z chęci zysku a jak się Czytelnik przekona, po zdarzeniu dosięgły go nie tylko tragedie osobiste ale i materialne! Mógł mieć jedynie zysk emocjonalny ale i na to brakuje konkretnych dowodów. Gdy zaczyna się ostatni rozdział powoli wszystko staje się jasne. Ostateczny werdykt jest dla mnie zaskakujący! Dokonano niemal doskonałej mistyfikacji. Przemawia do mnie w dużej mierze rozwiązanie zagadki podane przez Autora, ponieważ w świetle przedstawionych dowodów, wszystkie inne wyjaśnienia wypadają bardzo blado. Wkręcenie Wolskiego było moim zdaniem fachowo przygotowane, wyjątkowo przebiegłe i perfidne! Trzeba zaznaczyć, że Autor wyraźnie pisze, że to jest jego wersja wydarzeń na podstawie materiałów, do których dotarł. A bibliografia liczy kilkaset pozycji w tym - co podkreślam - wiele niepublikowanych materiałów. Zdaję sobie sprawę, że ostateczny werdykt Pana Bartosza może "nie zadowolić" każdego Czytelnika (tacy mogą próbować rozpocząć własne śledztwo). Jak sam pisze w mowie końcowej: „Zaproponowane przeze mnie wyjaśnienie do prozaicznych na pewno nie należy. (...) Nie twierdzę, że na pewno tak powstała emilcińska mistyfikacja. Sugeruję tylko, że to wyjaśnienie jest najbardziej logiczne i pozostaje w zgodzie ze wszystkimi znanymi mi faktami”. Z każdym sekretem już tak jest, że im mniej osób o nim wie, tym dłużej przetrwa. Zagadka incydentu w Emilcinie była dlatego tak trudna do rozwiązania bo o tym co naprawdę zaszło w podlubelskiej wiosce 10 maja 1978r. wiedział tylko jeden człowiek, który samodzielnie opracował plan i samodzielnie go zrealizował z udziałem Jana Wolskiego. Czytając tą pasjonującą pozycję przez cztery wieczory, zamykając oczy gdy już było grubo po północy, przeżyłem jedno z najciekawszych spotkań z książką w swoim życiu. PS Legendy, mity i pospolite oszustwa są tak stare jak ludzka cywilizacja. Nie spodziewam się ustania pielgrzymek „wierzących” do Emilcina ani nagłego upadku polskiej ufologii. Jednakże jedną z ról człowieka w społeczeństwie jest ciągłe dążenie do prawdy, do ukazywania wydarzeń takimi jakimi one są w świetle faktów. |